Kazimierz „Kuba” Jaworski
żeglarz, projektant jachtów
1929 - 2005
miejsce pochówku:
Cmentarz Centralny w Szczecinie
ur. 17 października 1929 r. w Augustowej, zm. 8 lipca 2005 r. w Szczecinie
żeglarz, projektant jachtów
miejsce pochówku: Cmentarz Centralny w Szczecinie
Urodził się w 1929 roku w miejscowości Augustowa pod Bydgoszczą. Z żaglami zetknął się tuż przed wojną, kiedy to żeglował na jeziorze Głęboczek. Podczas wojny rodzinę wysiedlono, Jaworscy przenieśli się do Krakowa, ale wkrótce po wyzwoleniu Kuba trafia do Gdyni. Żeglował w tamtejszym klubie Związku Walki Młodych „Zryw”, spotkał Juliusza Sieradzkiego, konstruktora Omegi, pracował w jego warsztacie remontowym. W roku 1946 przeprowadził się do Krakowa i został członkiem tamtejszego Jachtklubu „Szkwał”. Od roku 1948 był członkiem Jachtklubu Ligi Przyjaciół Żołnierza, w latach 50. starował wielokrotnie w regatach, głównie w klasach Omega, H i Finn. W latach 1959-60 był jednym z założycieli SKS Cracovia, a także pierwszym prezesem i późniejszym sekretarzem Krakowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.
Żeglarstwo szybko stało się jego pasją, choć na wyniki sportowe musiał jeszcze poczekać. W tym czasie próbował również pogodzić naukę ze sportem, ale żagle jednak wygrały; studiował kolejno na Wydziale Prawa UJ, potem przeniósł się na rolnictwo, by studiować także na Politechnice. Ciągnęło go jednak nad morze i w roku 1960 przeniósł się do Szczecina. Po skończeniu kursu radiooficerów próbował zaciągnąć się na statek przedsiębiorstwa Gryf, ale nie dostał pozwolenia na pracę ze strony tzw. czynników i pracował ostatecznie jako radiooperator w rozgłośni Szczecin-Radio.
Nie był wielkim entuzjastą zmian ustrojowych po wojnie i nie krył się ze swymi poglądami, a to nie zawsze podobało się władzom. Szybko zdobył patent jachtowego kapitana żeglugi wielkiej i na przełomie lat 1961-1964 pracował jako instruktor żeglarski w Zarządzie Wojewódzkim LOK, ponadto w latach 1964-65 był kierownikiem szkolenia żeglarskiego w Centralnym Ośrodku Żeglarskim w Trzebieży. Znajomi z tamtego okresu wspominają Kubę jako szefa bardzo skrupulatnego, pilnującego z niezwykłą pieczołowitością regulaminów, ale zarazem człowieka o wielkim autorytecie wśród kadry i kursantów. Na rejsy zagraniczne wówczas nie pływał, bo miał stałe problemy z uzyskaniem paszportu. W połowie lat sześćdziesiątych spotkał przypadkowo dyrektora stoczni jachtowej Edmunda Bąka i kontakt ten zaowocował propozycją pracy.
Nie od razu jednak trafił do biura konstrukcyjnego; początkowo zajmował się szkoleniem zawodowym uczniów, aby następnie pracować w dziale kontroli jakości. Czekał jednak spokojnie na swoją szansę, a kiedy ją dostał, już nie odpuścił - zawsze taki był. Został ważną postacią zespołu projektantów kierowanego przez Czesława Gogołkiewicza, potrafił wkomponować się w zespół indywidualności choć sam także był wielką osobowością.
Jako członek zespołu projektowego Stoczni Jachtowej im. Teligi zadziwiał śmiałością projektowanych rozwiązań, które jeszcze dziś, po tylu latach, uznawane są za awangardowe. Kształty dziobów, układ zsynchronizowanych płetw sterowych, kształt kadłuba, założenia ergonomiczne – dziś podobne rozwiązania spotkać możemy na wielu jachtach, ale prekursorem tych zmian był właśnie Kuba Jaworski. Jako jeden z nielicznych współczesnych mu żeglarzy sam żeglował na jachtach, których był twórcą i każdorazowo miał okazję samodzielnie testować wyniki swojej pracy. Łączył pracę zawodową ze startami regatowymi, został Mistrzem Polski w klasie Folkboat, aby następnie przesiąść się na większe jednostki. Niespokojny duchem na co dzień, stale poszukiwał i nie zwalniał tempa wciąż stawiał sobie nowe wyzwania. Przez kilka kolejnych sezonów jego nazwisko stale pojawiało się na czołowych miejscach w regatach morskich. Został Mistrzem Polski w klasie RORC w latach 1969 i 70 na „Enifie”, Mistrzem Polski w klasie II IOR w latach 1971, 73 i 74 na „Ogarze”, Mistrzem Polski w klasie I IOR na „Spanielu” w 1976 i w 1977 roku. Aż ośmiokrotnie został Mistrzem Polski w klasach morskich.
W roku 1971 zwodowano „Poloneza” dla Krzysztofa Baranowskiego, który startował w IV edycji regat OSTAR. Kuba, będąc współkonstruktorem jachtu, płynął z nim na start do Plymouth. Na miejscu podglądał na miejscu rozwiązania techniczne rywali polskich żeglarzy i zdecydował, że w kolejnych regatach, w roku 1976, wystartuje także on na jachcie swego projektu.
Stał się konstruktorem wiodącym nowego projektu – „Spaniela”. Nazwano go Taurus S jako rozwinięcie projektu wcześniej budowanego seryjnie jachtu, ale tak naprawdę była to zupełnie nowa konstrukcja. Była to jednostka bardzo zaawansowana technologicznie, a wiele z jej rozwiązań szczegółowych pojawia się na jachtach regatowych po dziś dzień. Kuba wystartował w regatach OSTAR w roku 1976 mając za przeciwników Alaina Colasa na „Club Mediteranee”, Erica Tabarly'ego na swym „Pen Duicku VI”, Mike’a Bircha na trimaranie „The Third Turtle” czy Tony'ego Bullimora na „Torii”. Po zażartej walce trwającej prawie 25 dni dotarł na metę w Newport jako czwarty, a w swojej klasie uległ tylko trimaranowi Bircha. Wówczas jachty jedno i wielokadłubowe klasyfikowane były w jednej klasie, a wyróżnik stanowiła wyłącznie długość kadłuba. Tabarly, płynący na jachcie prawie dwukrotnie dłuższym, był nie do doścignięcia. Kuba za rufą zostawił prawie 130 jachtów, ale w kraju nie wszyscy docenili jego sukces. Przecież nie wygrał… Za ten wyczyn otrzymał jednak tytuł „Żeglarza Roku” i „Srebrny Sekstant”. W kolejnym sezonie startował w regatach Admiral's Cup w składzie polskiej drużyny. Jak twierdził - było to jego najgorsze doświadczenie w długoletniej karierze żeglarskiej. Ekipa polska zajęła siedemnaste miejsce na dziewiętnaście startujących, ale całość przygotowań i pomysł startu na takich jachtach („Spaniel”, „Hajduk” i „Bumerang”) uznać należało od początku jako niedorzeczny. Ten sam sezon przyniósł również start w pierwszej edycji regat Mini Transat na Atlantyku i w gronie osiemdziesięciu jachtów zajął drugie miejsce na jachcie „Spanielek” francuskiego konstruktora Glibetra Caroffa przy znaczącym współudziale Kuby. Za ten wyczyn Kuba uhonorowany został tytułem „Żeglarza Roku” 1977 w plebiscycie "Głosu Wybrzeża".
W roku 1980 powstał „Spaniel II” - najlepszy jacht regatowy jaki dotychczas w Polsce zbudowano. Wystartował w regatach OSTAR i zajął w „generalce” szóste miejsce, ale wyprzedziły go tylko wielokadłubowce.
W jednokadłubowcach był bezapelacyjnie najlepszy i to pomimo zawinięcia do Kanady z powodu awarii sztagu. „Spaniel II” został sklasyfikowany jako 4 jacht w klasie Gipsy Moth (44-56 stóp długości całkowitej). Sen odłożył na czas po regatach, toteż do Newport dotarł potwornie zmęczony, ale szczęśliwy. Kuba uzyskał doskonały wynik, ale w Polsce oceniono, że znowu nie wygrał… Nagrody „Rejs Roku” nie dostał, uhonorowano nią Henryka Jaskułę za wokółziemski rejs. Wydawało się, że Kuba ma wreszcie jacht, na którym najlepszy może być nie tylko w Polsce. „Spaniel II” już nigdy nie stanął na starcie poważnych regat a Jaworski został bez jachtu i bez nadziei na starty w kolejnych imprezach. Próbował walczyć, ale zbywano go. Szybko zrozumiał, że nie jest już potrzebny. Zajął się biznesem...
Prowadził pod Szczecinem firmę produkującą elementy z żywic poliestrowych, głównie na eksport do Niemiec. Firma produkowała pojemniki do segregacji odpadów, ale także zjeżdżalnie i urządzenia rekreacyjne. Z żeglarstwem kontaktu nie stracił, ale na starcie poważnych regat nigdy już nie stanął. Pływał wyłącznie turystycznie, w rodzinnym gronie bądź z przyjaciółmi. Wspierał dom dla dzieci niepełnosprawnych w Szczecinie, bywał na corocznych imprezach sportowych tam organizowanych. Od czasu do czasu pojawiał się na imprezach żeglarskich rozgrywanych w Polsce, zawsze budząc życzliwe zainteresowanie młodych adeptów żeglarstwa. Przez ostatnie lata zmagał się z chorobą nowotworową; walczył, ale nie miał szans, zmarł 8 lipca 2005 roku w wieku zaledwie 76 lat.
Jaki Kuba był prywatnie? Wspomina go żona, pani Elżbieta Modrzejewska-Jaworska. „W domu nie opowiadał zbyt wiele o żeglarstwie. Wiedział, że domowników nie zawsze to interesuje. Otwierał się bardzo w towarzystwie swoich kolegów z którymi żeglował, wtedy opowieściom nie było końca. Lubił kobiety, miał do nich ogromny szacunek, ale na jachcie preferował mężczyzn. Oczywiście czasami zdarzało mi się z nim żeglować, ale były to tylko rekreacyjne krótkie wyprawy i to tylko po jeziorze. Szanowany w środowisku żeglarskim za wiedzę i osiągnięcia. Był lubiany, myślę, że nie miał wrogów. Wypoczywał czynnie, czyli żeglując - rok przed śmiercią żeglował w Chorwacji, wcześniej na Bornholm. Lubił północ Europy; Norwegia, Szwecja, tam spędzał wakacje upajając się widokiem norweskich fiordów. Do końca jeździł na nartach, świetnie pływał. Generalnie interesowała go każda dziedzina sportu.
Nagrody i wyróżnienia:
Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
dwukrotnie Nagroda Rejs Roku i Srebrny Sekstant
Medal i Topór Bojowy Bractwa Wybrzeża
Autor książek:
„11.40 GMT–Newport” , 1977
„Żegluj sam”, 1999
zdjęcie wyróżniające: Archiwum Elżbiety Modrzejewskiej-Jaworskiej.
reprodukcje: Marek Słodownik